17 kwi 2012

You never know a day.

  Dni w szpitalu przebiegały spokojnie. Przez jej pokój przewijało się wiele odwiedzających, ale najczęstszymi gośćmi były Christa i Maggie. Starały się umilić Lucy czas, ale  ciągle czuła na sobie ich wymowne spojrzenia dotyczące wydarzeń z imprezy. Kochała je bardzo, bo były dla niej jak siostry, ale kiedy szły do domu mimowolnie czuła ulgę.
  Kiedy zostawała sama nie miała za wiele do roboty. Dużo rysowała, w ten sposób starała się zabić smutek, który gdzieś w głębi ciągle w niej siedział, a kiedy już nie mogła patrzeć na swoje przybory zwyczajnie wpatrywała się w sufit. W końcu poprosiła swoich rodziców o przywiezienie laptopa. Musiała mieć jakiś kontakt ze światem, bo szpitalne cztery ściany zaczęły jakby ją powoli zgniatać. Oczywiście miesiąc odcięcia od internetu zrobił swoje i skrzynka była zawalona zamówieniami na prace. Nawet nie chciało się jej zastanawiać kiedy zdąży to wszystko wykonać. Zaczęła szukać ucieczki od rzeczywistości, potrzebowała śmiechu, więc wybrała najprostszy sposób- weszła na czat by pośmiać się z ludzi.
  Inteligencja niektórych osób sięgała zera jak nie mniej. Lucy dostawała dziesiątki niemoralnych propozycji, ale to tylko powodowało to, że śmiała się w głos. W końcu w okienku pokazał się ktoś inny. Zaczęli rozmowę od zwykłego przedstawienia, ale owy "ktoś" pisał z nią inaczej. Zainteresował ją. Nawet nie wiedziała kiedy minęła 4 godzina ich rozmowy. Nawet wymienili się numerami telefonu.
  Lucas, bo tak chłopak miał na imię był jakiś inny. Nie był następnym idiotą, z którym można było porozmawiać o seksie. Gadali o wszystkim. Dosłownie jakby znali się kilka dobrych lat i byli dobrymi znajomymi. Wydawał się jeszcze bardziej interesujący, kiedy stwierdzili, że uwielbiają te same rzeczy. Lucy uśmiechała się do ekranu, widząc kiedy wyskakiwało powiadomienie z jego imieniem. Nie przerywali konwersacji w ogóle. Kiedy jedno z nich musiało się wylogować, przechodzili na drogę smsową. Nie dzwonili do siebie, tylko pisali. Jedynym problemem w tym wszystkim była odległość między nimi. Dwa odrębne światy.
  ***
  Po półtora miesiąca spędzonym w szpitalu, Lucy ochoczo weszła do swojego mieszkania. Miała dość tych białych szpitalnych ścian i paskudnego jedzenia. W przejściu spojrzała na siebie. Bardzo schudła. Była to też wina posiłków, ale z powodu załamania nerwowego, jakie stwierdzili u niej lekarze, nie mogła nic przełknąć. Czas spędzony poza domem wybił ją z rytmu i starała się jakoś nadrobić zaległości z pocztą i bałaganem w mieszkaniu. Rachunki w tym miesiącu łaskawie zapłacili rodzice, więc nie musiała się niczym martwić. Zaczęła sprzątać powoli, bo stan mieszkania był taki, jaki został po imprezie. 
  Syriusza nie było. Zaopiekowała się nim Maggie, bo przecież zwierzę musiało coś jeść. Chciała go odebrać zaraz po powrocie, bo stęskniła się za swoim wiernym kompanem, ale przyjaciółka oznajmiła, że sama go podrzuci wieczorem. Sprzątając wszystkie puste butelki i ogólnie śmieci, zaczęła się zastanawiać nad fiolkami leków, znajdującymi się w jej walizce. Silne antydepresanty i leki na odżywianie. -Gdyby je tak wszystkie połączyć?- pomyślała na głos. -Rockery teraz tu nikogo nie ma i wreszcie będziesz mogła zrobić to, czego tak bardzo pragniesz! Myśli przewijały się przez jej głowę, a co gdyby. Jedna część chciała żyć, a druga, ta chora zbyt bardzo męczyła się na tym świecie. Jednak rozważania na temat wyboru życia lub śmierci zostały brutalnie przerwane przez dźwięk telefonu. -Wyrzucę go kiedyś, przysięgam-mruczała pod nosem, szukając "wyjca" w torbie. Sms. Napisał jej nowy przyjaciel. Uśmiechnęła się. Lucas pytał się czy szczęśliwie dotarła z wakacji do domu. Z wakacji, dobre żarty. Nie powiedziała mu, że była w szpitalu i dlaczego się tam znalazła. Dlaczego go okłamała? Sama nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Może się bała reakcji? Przecież to praktycznie obca osoba. Jednak nie powiedziała prawdy. Nie chciała, żeby ktoś jeszcze znał jej mroczne tajemnice.
  Ogarnięcie całego po imprezowego syfu zajęło jej kilka ładnych godzin. W tym czasie ciągle pisała z Lucasem, jak zwykle o wszystkim. Myślała o nim dużo, zdecydowanie za dużo, ale to pomagało jej nie myśleć o Percy'm i o wszystkim co się wydarzyło. Był w jakiejś części dla niej odskocznią od świata, w którą się bardzo angażowała. 
  Usłyszała dźwięk domofonu. Odebrała z myślą, że to może Maggie przywiozła jej kota. Lecz w głośniku usłyszała męski głos.
-Lucy, Lucy otwieraj te cholerne drzwi, bo marznę i chyba twój futrzasty przyjaciel także. 
To Arnie. Z jej Syriuszem? Jak to? Szybko otworzyła drzwi i go wpuściła. 
- Arnie! Co ty tu robisz? Z moim kotem? Przecież Maggie się nim zajmowała.
-Taak, ale stwierdziłem, że go od niej zabiorę, żeby mieć mały pretekst na odwiedziny. -wyciągnął w jej stronę klatkę ze zwierzakiem, który już strasznie skrzeczał w środku, bo domagał się pieszczot i jedzenia od swojej pani. 
- Przepraszam cię, ale... Jestem jakby trochę zajęta sprzątaniem i wolałabym zostać sama.
Chłopak nie zdążył jej nawet odpowiedzieć, kiedy trzasnęła mu drzwi przed nosem. Musiała pobyć sama, a już na pewno nie z nim. Chciała odpocząć od wszystkich. Wiedziała, że się martwią. Wystawiła Syriusza z klatki, który z aprobatą spojrzał się na nią i zaczął głośno mruczeć. 
-Witaj, też się za tobą stęskniłam, czarnuszku.- uśmiechnęła się do niego i pogłaskała. 
Kiedy już go nakarmiła, wyjęła magiczne pigułki z torby i zaczęła je obracać w palcach. Miała śmiercionośną broń w ręku. Wystarczyło tylko ich wziąć więcej. Lucas znowu napisał. W tym momencie w jej głowie coś zaświtało. Coś szalonego, ale i wypełnionego szczęściem. Odłożyła fiolki na półkę i szepnęła do siebie -Pomożecie mi tylko w chorobie, nie będziecie moją trumną. Wzięła telefon do ręki i z uśmiechem zaczęła kolejną kilkugodzinną rozmowę. Pragnęła tego całą sobą. Pragnęła dosięgnąć szczęścia. 

9 kwi 2012

fatal suicide

  Impreza zbliżała się wielkimi krokami. Zaproszenia rozesłane, znajomi poinformowani. Dzień przed zabawą Lucy pojechała po Christę na dworzec. Wszystko odbywało się w jej mieszkaniu, bo po wyprowadzce Percy'ego miała cały wielki apartament dla siebie. Przyjaciółka jak zawsze zajęła pokój dla gości.
-No Lucy, coraz więcej masz tu miejsca. Rozpoczęłaś wywóz pamiątek?- zapytała Christa rozwalając się na łóżku.
- Powiedzmy, że tak. Wyniosłam wiele pudeł z naszymi wspólnymi rzeczami i jakoś więcej miejsca zrobiło, ale pokaże ci co to miejsce zapełni. Uśmiechnęła się i zaprowadziła dziewczynę do spiżarni, pokazując jej ekwipunek na imprezę. Było tego naprawdę dużo. Chyba nigdy nie szykowały imprezy na taką skalę alkoholu. Przy odbieraniu zamówienia Lucy aż się zdziwiła, że Maggie posunęła się tak daleko. Na zamówieniu widniała magiczna liczba 36 litrów wódki i 18 litrów whisky. To fakt miało być wiele osób, ale nie wiedziała czy uda im się to wszystko opróżnić w jeden wieczór. 
  Wieczorem we trzy wybrały się na before party. Obgadywały do końca wszystkie szczegóły i po raz setny sprawdzały liczbę gości. Widniało na niej imię i nazwisko Arnie'go, chociaż i tak Lucy była święcie przekonana, że nie przyjdzie. Nie chciał jej widzieć. To nawet było jej na rękę, szczególnie, że ciągle myślała o tym co chciała zrobić. W swojej wizji widziała panikę i trochę zainteresowania, a potem raj, z którego nie chciała już nigdy więcej wracać.
***
 Przyszli prawie wszyscy i o 20 rozpoczęła się zabawa. Odkąd Lucy zaczęła studia nie była na takiej imprezie, żeby było aż tyle alkoholu, ale wreszcie mogła się zabawić. Nie chodziła dużo na imprezy, jak zresztą cały jej rocznik, ale kiedy już miała okazję, to razem z przyjaciółkami robiły to na całego. 
  -Lucy! LUCY! Przez tłum słyszała przedzierający się wrzask tak dobrze znanego jej głosu. Jej najlepszy przyjaciel, Marcus przyjechał. Gdy tylko go zobaczyła rzuciła mu się na szyję i zaczęła obsypywać buziakami gdzie tylko się dało.
- Jak udało ci się przyjechać do Polski? Nawet nie myślałam, że to realne!-wykrzykiwała mu do ucha starając się zagłuszyć muzykę.
- Akurat miałem kilka spraw do załatwienia i nie odpuściłbym imprezy z tobą. Każda nasza wspólna impreza to tona wspomnień, prawda mała? 
Nigdy nie lubiła jak tak do niej mówił, ale teraz nie miało to znaczenia, bo udało mu się przyjechać, a nie widzieli się już prawie dwa lata. 
- Mam nadzieję, że nie będziesz na mnie wściekła, ale przywiozłem ze sobą paru znajomych. 
Już wcześniej ich zauważyła, i nie miała żadnych oporów, ponieważ byli naprawdę nieźli, a ona chciała dzisiaj zaszaleć. W końcu to miał być ostatni raz. 
 Zabawa rozkręciła się już na dobre, wszyscy szaleli, a alkohol lał się strumieniami. Lucy nie odmawiała żadnych drinków i bawiła się z nowo poznanymi znajomymi. Nigdy nie była zbyt otwarta do innych, szczególnie tych obcych, ale dzisiaj wszystko stało w innym świetle. Marcus zginął gdzieś w tłumie ludzi i tylko Christa przyglądała jej się, trzymając drinka. Dziewczyna złapała kontakt wzrokowy z przyjaciółką. Czuła już lekkie szumy w głowie. Ciągle patrząc na nią wyszeptała do ucha chłopaka pewną propozycję. Nawet nie wiedziała jak on się nazywa. Nie obchodziło jej to. Chciała zabawy. Mężczyzna zarumienił się i lekko kiwnął głową. Usiadła na barku, przy którym rozmawiali. Zaczął zdejmować jej czarne pończochy. Alkohol sprawił, że jeszcze bardziej ją to podniecało.
 Zamknęła oczy i przypomniała sobie ich pierwszy raz w tym mieszkaniu. Było to właśnie w kuchni, przy tym samym barku, na którym teraz siedziała. Kochała w nim wszystko, każdy cal. To jak na nią patrzył, jak oddychał, jak całował i pieścił. 
 Poczuła szarpnięcie. To Christa ściągnęła ją i zaczęła ciągnąć za rękę do sypialni.
- Kurwa co ty wyprawiasz?! Nie mam nic przeciwko takim sprawom, ale Lucy kurwa NIE ZNASZ GO. 
  Zaczęła na nią krzyczeć. Dawno nie widziała jej w takiej furii, ale nadal ją to nie obchodziło. Potrzebowała czegoś mocniejszego. 
-Christie wiem co robię. Spokojnie, zabaw się. Pocałowała ją w policzek i wyszła. Usłyszała jeszcze za sobą.
-Nie myśl, że przestałam cię obserwować, wiem co zamierzasz.
Ale tak naprawdę nie wiedziała, nikt nie wiedział. Ani Christa, ani Maggie, ani Marcus. Nikt nie mógł, bo tak to wszystko diabli by wzięli. Jej drinkowy przyjaciel gdzieś zniknął. Trudno. Zabrała butelkę i zamknęła się w łazience. Przy zamkniętych wydawało się, że jest błoga cisza, przy panującym w salonie łomocie. Położyła się w wannie i zaczęła odliczanie, popijając przy tym burbona. 
  ***
 Słyszała wszystko jak zza jakiejś szyby. Wszystko było przytłumione, ale tak bardzo tego pragnęła, żeby właśnie wszystko było takie puste i ciche. Widziała jakieś twarze nad sobą, ale nie potrafiła ich odróżnić. Zlewały się w jedną całość. Ktoś krzyczał. Ucichła muzyka i nagle pojawiło się białe światło.
   Czuła się jakby ktoś wyjął jej duszę z ciała i postawił obok. Tak, że wszystko widziała jako osoba trzecia. Jakby kompletnie nie brała w niczym udziału, ewentualnie tylko jako obserwator. Widziała siebie, bladą leżącą na podłodze w łazience. Ktoś nad nią stał, inny trzymał ją w objęciach. Jacyś ludzie płakali. Położyli "ją" na podłodze i zaczęli uciskać jej klatkę piersiową. Nagle wpadło kilka osób, wciąż bez twarzy, w czerwonych strojach i zaczęli ją wynosić. 
- Co z nią będzie? 
- Żyje?
- POMÓŻCIE JEJ!
I znowu nastąpił moment białego światła.
  Obudziła się w białym pomieszczeniu. Czy to był raj? Umarła już? Próbowała się podnieść, ale wszystko ją bolało. Po śmierci chyba nic się nie czuje? 
 Nadal żyła. Znajdowała się w szpitalu. Słyszała jak ktoś rozmawia za drzwiami. Odetchnęła z ulgą, ale czy nie właśnie tego chciała? Śmierci? Okazało się, że jednak cząstka duszy nadal chciała żyć.
Ktoś wszedł do pomieszczenia. To był Marcus. Miał zapłakane i spuchnięte oczy. Kiedy zobaczył, że się obudziła, rzucił się w stronę jej łóżka. Przysiadł na brzegu i wziął w swoje ręce jej dłoń.
-Lucy, Lucy błagam nie rób mi tego więcej, przyrzeknij!
-Ale mogę się najpierw dowiedzieć co się stało? Nic nie pamiętam. -tak rzeczywiście było. Przeraźliwie bolała ją głowa i nie mogła nić sobie przypomnieć.
- Leżałaś w śpiączce trzy tygodnie. Prawie...prawie umarłaś. Wystąpiło zatrzymanie pracy serca na 20 minut, ale i tak zapadłaś w śpiączkę. Chciałaś się zapić. Na imprezie znaleźliśmy cię w wannie nieprzytomną, z pustą butelką obok. Od razu wszystko przerwaliśmy i zadzwoniliśmy po pogotowie. LUCY TY PRAWIE UMARŁAŚ! CO CI STRZELIŁO DO GŁOWY!- nie wytrzymał i wybuchł. Znowu po jego policzkach pociekły łzy. 
-Przepraszam, ale nie dam teraz rady ci tego wytłumaczyć. To nie jest rozmowa na pięć minut. 
-Dobrze, ale jest tu ktoś jeszcze kto chciałby się z tobą zobaczyć.- otarł mokre policzki i podszedł do drzwi.
- Inni, dla których tak jak dla mnie jesteś wszystkim.
Kiedy drzwi się otworzyły do sali wpadła Christa, Maggie i Arnie.  W jej oczach stanęły łzy. Chciała ich wszystkich zostawić, żeby ulżyć sobie. To było bardzo nieodpowiedzialne. Cieszyła się, że są. Że to właśnie oni ją odwiedzili. Każde z nich chwilę z nią pogadało, na tyle ile pozwalał jej stan. Na samym końcu został Arnie. 
- Arnie, ja tak strasznie cię przepraszam, że się nie odzywałam i teraz za to co zrobiłam....-próbowała skończyć swoje wyjaśnienia, ale przerwał jej.
- Nie przepraszaj, ja też nie postąpiłem do końca w porządku. Nie zauważyłem twojego cierpienia i tego jak naprawdę to przeżywasz. Nie winię cię za to, że mnie tamtej nocy zostawiłaś. Dzięki temu zrozumiałem, że jednak mam uczucia. Poznałem dziewczynę, ma na imię Roxanne.
  Uśmiechnęła się. Naprawdę się cieszyła. Reszta ich rozmowy opierała się na jego opowieściach o jego nowej wybrance. Mogliby rozmawiać bez końca, ale w końcu przyszła pielęgniarka, która go wyprosiła, sugerując się, że pacjentka musi odpoczywać.
  Zamknęła oczy. Wcześniej, kiedy tak robiła, pojawiały się wspomnienia, wywołujące płacz i histerię. Teraz nie było nic. Oznaczało to nowy początek. Oczyściła umysł, dla nowych przeżyć, doznań i uśmiechów. Myśląc o przyszłości, zasnęła. 

4 kwi 2012

indecisiveness

Znajdowała się w pokoju pełnym drzwi, który na domiar złego się obracał. Kolejny nienormalny sen, który znajdzie się w czołówce jej sennika. Próbowała otworzyć każde z nich, ale pomieszczenie tak szybko się obracało, że nie widziała tabliczek na drzwiach, na których znajdowało się wyjaśnienie, do czego prowadzą dane drzwi. Wybrała na oślep i w tym momencie koło przestało wirować. Przeczytała tabliczkę. Widniało na niej, napisane czarną farbą jedno słowo, które ją przeraziło. Czarne litery świeciły jak neon, krzycząc NIEZDECYDOWANIE.
Obudziła się jak z letargu, nie wiedziała czemu tak bardzo bolała ją głowa. Może to za sprawą alkoholu, który wypiła. Arnie leżał obok niej i spał głębokim snem. W końcu była dopiero 7 rano, a oni poszli wyjątkowo późno spać. Lucy przed oczami miała ciągle wyraz ze swojego snu.
-Czy takie mają być właśnie moje drzwi? Ciągłe niezdecydowanie?- pomyślała. Tylko tak faktycznie wszystko wyglądało. Nic już nie miało pewności. W tym momencie zapragnęła się ulotnić i wrócić do swojego mieszkania, w którym czułaby się najbezpieczniej. Nie chciała tego wszystkiego, ale po co to zrobiła? Brakowało jej ciepła drugiej osoby, a Arnie jej to dał, ale to nadal nie zmieniało faktu, że to koniec. Tak po prostu.
Wyślizgnęła się z łóżka najciszej jak się dało, ubrała się i szykowała się do wyjścia. Robiła wszystko w tempie ekspresowym, żeby chłopak się nie obudził. Nie powinna wychodzić tak bez słowa, ale liczyła się każda sekunda, ponieważ później zaczęłyby się pytania co dalej. Ale jakaś resztka dobrego zachowania zmusiła ją do napisania chociaż krótkich wyjaśnień. Bez problemu znalazła kartkę i długopis, które walały się po podłodze, jak u każdego studenta przed sesją. Ręce jej drżały, bo wiedziała, że robi źle. -Lucy, nie robi się takich rzeczy. Nie przyjaciołom.- odpowiadał jej głos w głowie, który za wszelką cenę chciał ją powstrzymać od głupich postanowień.
Kochany Arnie,
Przepraszam, że wychodzę tak bez słowa pożegnania, ale muszę. Zrobiłam to wszystko pod wpływem emocji. Nie chciałam tego nigdy. Wiem, że kiedy będziesz czytać te słowa będzie roznosiła Cię wściekłość, że zachowałam się jak zwykła suka, tylko po prostu.. musiałam. Dla dobra sytuacji nie kontaktujmy się. Nie chcę Cię ranić i przepraszam za to kim się ostatnio stałam.
Lucy Lu.

Zgięła kartkę i włożyła pod telefon, bo intuicja podpowiadała jej, że to będzie pierwsza rzecz po, którą sięgnie, gdy zobaczy, że jej nie ma. Spojrzała na niego ostatni raz i wyszła.
***
Po następnych tygodniach nadszedł koniec sesji zimowej, co przy zdanych egzaminach oznaczało imprezy. Maggie i Lucy na szczęście poradziły sobie ze wszystkim bez problemu i szykowały małą domówkę na cześć końca semestru. Wszystko było już praktycznie przygotowane, zostało tylko ustalenie liczby zaproszonych gości. Siedząc z notesami wypisywały numery i nazwiska swoich znajomych i przyjaciół, którzy mieli przyjść. -Lucy a co z Arnie'm? Myślisz, że przyjdzie?- zapytała Maggie.
-Szczerze, to nie mam pojęcia. Zawsze możesz spróbować się z nim skontaktować, ale gwarantuje ci, że jak tylko usłyszy, że organizujemy to razem to się nie zgodzi.
Intuicja jej nie myliła, chociaż jej przyjaciółka żarliwie go przekonywała do przyjścia. Efekt jednak nie został zamierzony i chłopak nie zgodził się. Meg wymownie spojrzała się na nią.
- Co wy wyrabiacie? Nie kontaktujecie się ze sobą od ponad trzech tygodni. Na samym początku on się starał, a ty uparłaś się przy swoim. Nie możesz po prostu zapomnieć o tym co się wydarzyło między wami?- zaczęła już powoli podnosić głos, co oznaczało monolog pod postacią opieprzu.
-Nie mogę, bo nie i już. Poza tym nawet rozmawiając z nim myślałabym o tym, a on też jednak liczył na coś więcej. To wszystko przez to co było, potrzebowałam odreagować ten smutek. Wiem, że nie powinnam, ale wtedy tego chciałam, a nie myślałam o konsekwencjach! Wam wszystkim to się wydaje, że to tak łatwo zapomnieć o tym wszystkim co mnie łączyło z Percy'm, a tak wcale nie jest!
-Lucy...-Maggie próbowała ją powstrzymać, bo widziała wzbierające się łzy i wspomnienia w jej oczach, ale dziewczyna nie dała sobie przerwać.
- Ciągle o tym myślę, nie wiem czy jeszcze mi zależy czy już nie, ale to było dwa lata. Cudowne dwa lata! Ciągle myślę o tym jakie mieliśmy plany na przyszłość, chyba nie po to wyznał mi to wszystko. Nadal trzymam ten pieprzony pierścionek zaręczynowy i patrzę na niego i zastanawiam się co zrobiłam źle.- nagle głos po prostu się jej załamał i po bladych policzkach pociekły kryształowe łzy. To był koniec. Nastąpił kulminacyjny moment, w którym nie wytrzymała. Przez dwa miesiące trzymała to w sobie, co dokładnie leży jej na sercu. Nigdy nie mówiła dziewczynom jak bardzo źle się czuje po rozstaniu, za zwyczaj odpowiadała, że wszystko już jest ok, ale wracając do mieszkania, zdejmowała uśmiech z twarzy. Starała się o tym nie myśleć, czasami się jej to udawało, a czasami siadała na balkonie jak to kiedyś robili razem i odpalała papieros za papierosem.
Starała się uspokoić swoją histerię. Kiedy emocje opadły mogły powrócić do dalszych ustaleń.
Później już w ciszy wypisywały nazwiska, gdy Lucy rzuciła jakby od niechcenia: -Jedziemy z całą grupą do Anglii na tydzień. Zrzutka ludzi z uczelni. Czyli wiesz imprezy, alkohol.
- I seks?- zażartowała przyjaciółka.
-Może, ale raczej wątpie. Mam ochotę odreagować, poznać nowych ludzi. Ale teraz w sumie to żyje już tą naszą imprezą skarbie! I tak rzeczywiście było, dawno nie organizowały wspólnych domówek,a one oznaczały spotkanie ze starymi znajomymi jeszcze z liceum. Pragnęła się zabawić i wcielić w życie swój plan, który miał się dla niej skończyć rajem.