Kiedy zostawała sama nie miała za wiele do roboty. Dużo rysowała, w ten sposób starała się zabić smutek, który gdzieś w głębi ciągle w niej siedział, a kiedy już nie mogła patrzeć na swoje przybory zwyczajnie wpatrywała się w sufit. W końcu poprosiła swoich rodziców o przywiezienie laptopa. Musiała mieć jakiś kontakt ze światem, bo szpitalne cztery ściany zaczęły jakby ją powoli zgniatać. Oczywiście miesiąc odcięcia od internetu zrobił swoje i skrzynka była zawalona zamówieniami na prace. Nawet nie chciało się jej zastanawiać kiedy zdąży to wszystko wykonać. Zaczęła szukać ucieczki od rzeczywistości, potrzebowała śmiechu, więc wybrała najprostszy sposób- weszła na czat by pośmiać się z ludzi.
Inteligencja niektórych osób sięgała zera jak nie mniej. Lucy dostawała dziesiątki niemoralnych propozycji, ale to tylko powodowało to, że śmiała się w głos. W końcu w okienku pokazał się ktoś inny. Zaczęli rozmowę od zwykłego przedstawienia, ale owy "ktoś" pisał z nią inaczej. Zainteresował ją. Nawet nie wiedziała kiedy minęła 4 godzina ich rozmowy. Nawet wymienili się numerami telefonu.
Lucas, bo tak chłopak miał na imię był jakiś inny. Nie był następnym idiotą, z którym można było porozmawiać o seksie. Gadali o wszystkim. Dosłownie jakby znali się kilka dobrych lat i byli dobrymi znajomymi. Wydawał się jeszcze bardziej interesujący, kiedy stwierdzili, że uwielbiają te same rzeczy. Lucy uśmiechała się do ekranu, widząc kiedy wyskakiwało powiadomienie z jego imieniem. Nie przerywali konwersacji w ogóle. Kiedy jedno z nich musiało się wylogować, przechodzili na drogę smsową. Nie dzwonili do siebie, tylko pisali. Jedynym problemem w tym wszystkim była odległość między nimi. Dwa odrębne światy.
***
Po półtora miesiąca spędzonym w szpitalu, Lucy ochoczo weszła do swojego mieszkania. Miała dość tych białych szpitalnych ścian i paskudnego jedzenia. W przejściu spojrzała na siebie. Bardzo schudła. Była to też wina posiłków, ale z powodu załamania nerwowego, jakie stwierdzili u niej lekarze, nie mogła nic przełknąć. Czas spędzony poza domem wybił ją z rytmu i starała się jakoś nadrobić zaległości z pocztą i bałaganem w mieszkaniu. Rachunki w tym miesiącu łaskawie zapłacili rodzice, więc nie musiała się niczym martwić. Zaczęła sprzątać powoli, bo stan mieszkania był taki, jaki został po imprezie.
Syriusza nie było. Zaopiekowała się nim Maggie, bo przecież zwierzę musiało coś jeść. Chciała go odebrać zaraz po powrocie, bo stęskniła się za swoim wiernym kompanem, ale przyjaciółka oznajmiła, że sama go podrzuci wieczorem. Sprzątając wszystkie puste butelki i ogólnie śmieci, zaczęła się zastanawiać nad fiolkami leków, znajdującymi się w jej walizce. Silne antydepresanty i leki na odżywianie. -Gdyby je tak wszystkie połączyć?- pomyślała na głos. -Rockery teraz tu nikogo nie ma i wreszcie będziesz mogła zrobić to, czego tak bardzo pragniesz! Myśli przewijały się przez jej głowę, a co gdyby. Jedna część chciała żyć, a druga, ta chora zbyt bardzo męczyła się na tym świecie. Jednak rozważania na temat wyboru życia lub śmierci zostały brutalnie przerwane przez dźwięk telefonu. -Wyrzucę go kiedyś, przysięgam-mruczała pod nosem, szukając "wyjca" w torbie. Sms. Napisał jej nowy przyjaciel. Uśmiechnęła się. Lucas pytał się czy szczęśliwie dotarła z wakacji do domu. Z wakacji, dobre żarty. Nie powiedziała mu, że była w szpitalu i dlaczego się tam znalazła. Dlaczego go okłamała? Sama nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Może się bała reakcji? Przecież to praktycznie obca osoba. Jednak nie powiedziała prawdy. Nie chciała, żeby ktoś jeszcze znał jej mroczne tajemnice.
Ogarnięcie całego po imprezowego syfu zajęło jej kilka ładnych godzin. W tym czasie ciągle pisała z Lucasem, jak zwykle o wszystkim. Myślała o nim dużo, zdecydowanie za dużo, ale to pomagało jej nie myśleć o Percy'm i o wszystkim co się wydarzyło. Był w jakiejś części dla niej odskocznią od świata, w którą się bardzo angażowała.
Usłyszała dźwięk domofonu. Odebrała z myślą, że to może Maggie przywiozła jej kota. Lecz w głośniku usłyszała męski głos.
-Lucy, Lucy otwieraj te cholerne drzwi, bo marznę i chyba twój futrzasty przyjaciel także.
To Arnie. Z jej Syriuszem? Jak to? Szybko otworzyła drzwi i go wpuściła.
- Arnie! Co ty tu robisz? Z moim kotem? Przecież Maggie się nim zajmowała.
-Taak, ale stwierdziłem, że go od niej zabiorę, żeby mieć mały pretekst na odwiedziny. -wyciągnął w jej stronę klatkę ze zwierzakiem, który już strasznie skrzeczał w środku, bo domagał się pieszczot i jedzenia od swojej pani.
- Przepraszam cię, ale... Jestem jakby trochę zajęta sprzątaniem i wolałabym zostać sama.
Chłopak nie zdążył jej nawet odpowiedzieć, kiedy trzasnęła mu drzwi przed nosem. Musiała pobyć sama, a już na pewno nie z nim. Chciała odpocząć od wszystkich. Wiedziała, że się martwią. Wystawiła Syriusza z klatki, który z aprobatą spojrzał się na nią i zaczął głośno mruczeć.
-Witaj, też się za tobą stęskniłam, czarnuszku.- uśmiechnęła się do niego i pogłaskała.
Kiedy już go nakarmiła, wyjęła magiczne pigułki z torby i zaczęła je obracać w palcach. Miała śmiercionośną broń w ręku. Wystarczyło tylko ich wziąć więcej. Lucas znowu napisał. W tym momencie w jej głowie coś zaświtało. Coś szalonego, ale i wypełnionego szczęściem. Odłożyła fiolki na półkę i szepnęła do siebie -Pomożecie mi tylko w chorobie, nie będziecie moją trumną. Wzięła telefon do ręki i z uśmiechem zaczęła kolejną kilkugodzinną rozmowę. Pragnęła tego całą sobą. Pragnęła dosięgnąć szczęścia.