Już wchodząc do mieszkania dziewczyny zauważyły co dzieje się z ich przyjaciółką. Nie musiała nawet na nie spojrzeć. Wystarczył sposób, w jaki się poruszała, aby wyczytać w jakim jest stanie. Było źle. Przez pierwsze dziesięć minut żadna nie odezwała się ani jednym słowem. Maggie przygotowywała drinki i dopiero, gdy zasiadły, popijając alkohol rozpoczęła się rozmowa.
-Rockery co się stało? Dlaczego tak nagle? Powiedziałaś tylko "przyjeżdżajcie" i się rozłączyłaś. - zadawały pytania jedna przez drugą. Lucy milczała. Nie wiedziała od czego zacząć. Jednym łykiem opróżniła całą szklankę i poczekała chwilę aż pierwsze krople alkoholu zrobią swoje. Westchnęła.
- Dziewczyno powiesz nam coś w końcu czy nie? Czy przyjechałyśmy tu na marne? Maggie to jeszcze jakoś, bo jest na miejscu, a ja nie przyjechałam tylko po to, żebyś siedziała i się nie odzywała. Chcemy jakoś pomóc.
- No dobrze.- odpowiedziała. -Widziałam się z Simonem. Wszystko było dobrze do momentu, kiedy temat zszedł na nas.
- A co? Co ci powiedział?
- W sumie to nic takiego.
- Julie!~Nie pieprz głupot, widzę te łzy w oczach, co jest?! - Maggie traciła powoli panowanie nad sobą. Nieczęsto się jej to zdarzało. Na ogół to Lucy z Christą były te "narwane".
- Okej, już wszystko mówię. Tylko nie krzycz na mnie. Powiedział, że raczej nic z tego nie będzie, owszem myśli o mnie uważa, że jestem cudowna, ale on jest szczęśliwy z Alex. Przez to zrobiło się dziwnie, bo jego wcześniejsze zachowania mówiły co innego. No i nici z naszego partnerowania na weselu- Alex się nie zgodziła. Więc to chyba tyle.
- Co za dupek.- mruknęły obydwie dziewczyny.
- Nie przejmuj się, albo zmieni zdanie, albo będzie następny.
- Ale ja nie chcę, żeby zmieniał zdanie co chwilę! Nie lubię takiego niezdecydowania!
Nie miała siły, to całe zwoływanie dziewczyn nie miało teraz kompletnie żadnego sensu. Zapragnęła być przy Arnie'm. Ale dlaczego pomyślała o Arnie'm? Przypomniała sobie o tych ciepłych dłoniach, dotykających jej twarzy i pocałunku. Nie chciała wtedy tego, ale było to przyjemne.
Christa nocowała dzisiaj u Maggie, więc gdy tylko dziewczyny wyszły zadzwoniła do przyjaciela. Sygnał ciągnął się w nieskończoność, miała już odkładać kiedy usłyszała zaspany głos Arnie'go. Obudziła go. Nawet nie spojrzała na zegarek która godzina. Dochodziła pierwsza w nocy.
- Cześć. Przepraszam, myślałam, że nie śpisz, a nawet nie spojrzałam na zegarek.
- Umm, nic się nie stało. A co cię sprowadza do mnie o tak później porze.
- Małe pytanie. Czy mogę teraz do ciebie przyjechać?
Usłyszała łomot w słuchawce. Jakby ktoś spadł z łóżka.
- Lucy przepraszam, spadłem na podłogę. Oczywiście, że możesz przyjechać, do mnei możesz wpadać kiedy tylko chcesz.
-Będę za dwadzieścia minut.
Rozłączyła się i w tempie ekspresowym ogarnęła swój wygląd.
-No Syriuszu pilnuj mieszkania.- szepnęła do kota i wyszła. Nie mogła jechać samochodem, bo z przyjaciółkami wypiła za dużo, więc zdecydowała się na nocny autobus.
Wszystko w niej buzowało, nie mogła się już doczekać żeby go zobaczyć. Gdy stanęła przed jego drzwiami serce waliło jej w piersi. Zapukała i po chwili jej otworzył. Wyglądał jakoś inaczej. Był rozpromieniony. Zaprosił ją do środka. Dopiero teraz zauważyła, że mieszkanie jest w półmroku. Podeszła do niego i przytuliła się.
-Dziękuje ci, że pozwoliłeś mi przyjechać. Spojrzała mu w oczy, brązowe oczy. Nigdy wcześniej nie zwróciła uwagi jaki Arnie jest przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany, ale przecież nie tylko to się liczyło, co najważniejsze był kochany, troskliwy i pełen wyrozumiałości, pomimo że czasem miewał swoje humory i nie odzywał się kilka dni.
- Zostaniesz na noc? Możesz spać na moim łóżku, a ja się prześpię na podłodze.
- Jeśli tylko bym mogła to chętnie.
W głębi duszy bardzo się ucieszyła. Rozmawiali ze sobą jeszcze bardzo długo, śmiejąc się i wygłupiając. Dobrze czuli się w swoim towarzystwie, ale nadeszła pora snu. Lucy położyła się w łóżku, które wcześniej przygotował jej Arnie. Było duże, za duże jak na jedną osobę. Wpadła na pomysł.
- Pomyślałam, że nie musisz gnieść się na niewygodnej podłodze. Spokojnie zmieścimy się tu oboje i każdy będzie miał swoją połowę.
- Jeśli tylko nie będzie ci to przeszkadzało. Mogę cię przytulić jakbyś chciała.
Oczywiście, że tego chciała. Pragnęła tego od momentu kiedy tu weszła, żeby wtulić się w jego ramiona i już tak pozostać. Dotknęła jego twarzy dłonią.
-Julie jakie masz lodowate ręce.
- Mam takie od dwóch miesięcy. Tylko raz były ciepłe w ciągu tego czasu. Kiedy to ty je trzymałeś w kinie.-szepnęła.
-Chodź ogrzeje je, skoro moje ciepło pomaga.
Znowu poczuła się, kochana, chciana. Uśmiechnęła się, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. Nagle Arnie znalazł się nad nią. Zobaczyła tą znajomą iskrę w jego oczach.
-Masz piękne usta, zjawiskowo wyglądają w tym półmroku. Nachylił się i delikatnie ją pocałował. Tym razem go nie odtrąciła, tylko oddała pocałunek. Poczuła uderzenie ciepła, które rozpływało się po całym ciele. Chłopak przytulił ją i szepnął -dobranoc, szczęście.